Forum ---=== Forum GRH Panzer-Lehr ===--- Strona Główna ---=== Forum GRH Panzer-Lehr ===---
Grupa Rekonstrukcji Historycznej Panzer-Lehr
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wspomnienia weteranów Wehrmachtu (cz. 1) - William Lubbeck

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ---=== Forum GRH Panzer-Lehr ===--- Strona Główna -> Czytelnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mauser98k



Dołączył: 25 Lip 2007
Posty: 295

PostWysłany: Czw Wrz 27, 2007 6:33 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dzięki wielkie za to!! Czekałem na wersję przetłumaczonĄ z angielskiego od dawna! Jak będzie więcej to NAPEWNO poczytam.

Pozdrawiam Mauser
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
mateusz94-39



Dołączył: 27 Sie 2007
Posty: 203

PostWysłany: Czw Wrz 27, 2007 7:34 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Super! Tego właśnie trzeba do rekonstrukcji! Czekam na nastepne części.
_________________
Pozdrawiam
Mateusz
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Hindus
Administrator


Dołączył: 21 Lis 2006
Posty: 7905

PostWysłany: Czw Wrz 27, 2007 7:44 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cierpliwości chłopaki, a na pewno pojawią się tłumaczenia kolejnych wywiadów!

Pozdrawiam
Hindus
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
sturmann



Dołączył: 26 Kwi 2007
Posty: 56

PostWysłany: Nie Wrz 30, 2007 4:42 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

witam
wszytko ładniwe-pięknie, ale.... "Czy miałeś kiedykolwiek kontakt z nie niemieckimi żołnierzami w szeregach Wehrmachtu?
Tak, z żołnierzami z Dywizji Pancernej SS „Viking” pod Leningradem". Jest po prostu nieprawdziwe, dywizja Wiking marzła owszem na froncie wschodnim ale pare tysięcy kilometrów na południe od Leningradu, gośc mógł co najwyżej spitkać żołnierzy z DNL (Der Norske Legion). Swoją drogą wywiad jest niezwykle ciekawy poznawczo....do tego stopnia że robi wrażenie wymyśłonego wspólcześnie od A-Z przez jakiegos rekonstruktora

_________________
Wie ein Fels im Meer
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Hindus
Administrator


Dołączył: 21 Lis 2006
Posty: 7905

PostWysłany: Nie Wrz 30, 2007 7:30 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cześć Sturmann!
Nie kwestionuję prawdziwości tych wywiadów, ani nie upieram się przy ich autentyczności. Dlatego niewykluczone, że masz rację - być może ich autorzy w ten sposób chcieli przemycić jakieś wygodne dla nich treści. Osobiście znam jednak kilka łatwiejszych sposobów żeby to uczynić, niż pisanie kilkunastu wyimaginowanych wywiadów z weteranami WH.
Uważam, że do tych materiałów należy podchodzić krytycznie, zwłaszcza, że powstały na podstawie rozmów z ludźmi w podeszłym wieku – weterani, którzy zgodzili się na udział w tych wywiadach w momencie ich udzielania mieli już przeciętnie po 70 lat. A co ważniejsze na ich sposób postrzegania sprawa związanych z ich służbą w armii III Rzeszy wpływ miały również późniejsze wydarzenia z ich życia. Tym można tłumaczyć np. przytoczoną przez Ciebie odpowiedź – być może ów weteran nie wiedział w rzeczywistości z jakimi oddziałami ochotników – obcokrajowców miał styczność w trakcie swojej służby pod Leningradem, ale ponieważ po wojnie najczęściej właśnie o Dywizji Pancernej SS „Viking” mówiono w kontekście jej międzynarodowego charakteru, więc ta informacja wydała mu się najbardziej prawdziwa. No ale to już są oczywiście moje domniemania i tutaj kłania się psychologia prowadzenia przesłuchań.
Po za tym sami przyznacie, że dla nas Polaków mieszkających w Polsce, sytuacja, w której moglibyśmy swobodnie porozmawiać o tak szczegółowych zagadnieniach związanych ze służbą w Wehrmachcie z jego żołnierzami, jest dosyć niecodzienna. Wiem to z własnego doświadczenia, bo stryj mojego ojca był rodowitym szczecinianinem i tak się złożyło, że pełnił służbę w armii niemieckiej w czasie II WŚ. Z obawy o swoją osobę, do końca życia nie chciał jednak na ten temat obszernie opowiadać – tych obaw nabawił się w czasie życia w PRL, gdzie tak opinia publiczna, jak i służba bezpieczeństwa ugruntowywały je w nim. Natomiast w USA żyjący tam weterani WH wcale nie spotykali się z niechęcią, a tym bardziej jakimikolwiek represjami. Niemieckim jeńcom wojennym przetrzymywanym w obozach na terenie Wielkiej Brytani czy Kanady, którzy po wojnie nie chcieli wracać do swojego kraju, ułatwiano zdobycie obywatelstwa i osiedlenie się w ich nowych ojczyznach. Już abstrahuję od najnowszych amerykańskich badań opinii publicznej, które wykazały, że 40% Amerykanów w wieku do 45 roku życia jest przekonanych, że w czasie IIWŚ USA walczyło wspólnie z Niemcami przeciwko ZSRR!!! Stąd w tym kraju jest zupełnie inny klimat do pozyskiwania informacji na temat służby i walki w szeregach WH od jego weteranów.
Co nie zwalnia jednak nas rekonstruktorów od trzeźwej, obiektywnej oceny badanych źródeł, a nie bezkrytycznego przyjmowania wszystkich nowych informacji!

Pozdrawiam Was serdecznie
Hindus
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Gość






PostWysłany: Sob Paź 13, 2007 2:29 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Józef Kowal zamieszkały w Pilchowicach

jak dostał się pan do Niemieckiej armii

W roku 43 kiedy to miałem 17 lat, przyszedł rozkaz zgłoszenia się do komendy w Rybniku.

gdzie pan przebywał w czasie wojny
Po krotkim szkoleniu wojskowym, gdzie nauczono nas strzelać i troche poganiano po poligonach wysłano nas na front wschodni. Ale jako Arbeitdienst. Tam przygotowywaliśmy umocnienia. Kopanie rowów strzeleckich, budowalismy baraki i wciąż było wiele innej pracy. Załadunki transportów, wyładunki. To były okolice Charkowa, potem Białystok.

Jakie mieliście mundury? białe drelichy?

Mundury były brunatne drelichowe, nie takie jak u piechoty wełniane.


Czy walczył pan na froncie?

Pod koniec wojny, pamiętam szczególnie dobrze jedną sytuację juz w 45 roku, w niemczech z tego co pamiętam jakies 80 km od Berlina zajmowaliśmy stanowisko broniące wielkiego Mostu. Przez most bez ustannie wycofywały się całe masy wojska. Ale po kilku dniach most stał pusty i zostaliśmy tylko my. Chcieliśmy się wycofać też, ale dowódca, porucznik nie pozwalał, i nie chciał się sprzeciwiać wyższym rozkazom pilnowania mostu przez kilka dni.
Spodziewaliśmy się już rychłego końca wojny. Niestety, do mostu doszli w końcu rosjanie. Z za wielkiego żywopłotu za mostem w odległosci 300-400m wyjechał rosyjski czołg. Wpadlismy w panikę. Bo koniec wojny był tak blisko a tu jeszcze trzeba było wlaczyć... Ale porucznik przywołał nas do porządku i powiedział cos w stylu
-no chłopaki teraz albo oni albo my!
załadowalismy nasze działo p.panc 75 mm. jak nam mówiono była to najlepsza wtedy armata przeciwpancerna. Miała niesamowicie długą lufe. A pociski były długosci około 90 cm
Po nacelowaniu, odpaliliśmy działo. Kopuła ruskiego czołgu odpadła od reszty. Po krotkiej radosci przyszła znowu chwila trwogi. Bo podjechał następny czołg. Chyba chciał odcholować kolegę. Ale nasz następny pocisk zniszczył również drugi czołg. Chyba ktoś z załogi przezył, po słyszeliśmy krzyki, ale w dymie nie było widac czy ktoś wyszedł z tego cało. Na szczęscie niedługo, przyszedł rozkaz wycofania się. na lini mostu zastąpili nas inni żołnierze. I pojazdy pancerne.

czym cholowaliście działo
Działo zaprzęgaliśmy do koni. w obsłudze działa było nas 8. Dwa konie ciągneły działo i dwa drugi wóz z naszymi manelami.

jakie mieliście wtedy mundury już jako zołnierze frontowi
dalej biegaliśmy do końca wojny w brunatnych drelichach

Czy mieliście hełmy?
hełmy dostaliśmy ale szybko się ich pozbyliśmy. Mimo że były malowane matową farbą to błyszczały się wnocy strasznie, jeszcze bardziej gdy były mokre. Po za tym w hełmach wiatr szumi, i naprawde nic nie słychać. Zamiast hełmów nosilismy łudkowate furażerki.

Jaką mial pan broń
Miałem karabin z magazynkiem na 10 nabojów

Czy po każdym strzale musiał pan przeladowywać czy był to karabin samopowtarzalny?
Po każdym strzale musiałem przeładowywać. Magazynek miescił 10 nabojów. (Lee-enfiled?)

Ale mielismy też ze sobą Maschinegewehr vierunddreisig
Który był bardzo dobrą bronią.


jak było z zaopatrzeniem, jedzeniem ?
Z jednąstka jeżdziła kuchnia polowa. Ale często brakowało jedzenia. szczególnie gdy znajdowalismy się daleko od taborów.
Niestety musieliśmy iść na szaber do pobliskich domostw.
Domy , miasteczka często były opuszczone przez ewakuowaną ludność.
Pewnego razu, szukalismy właśnie jedzenia w kilku domach.
Mało ale znazło sie troche zapasów z piwnicy. Po wyjsciu z domu, złapał nas Kapitan. Gdy zobaczył że wynosimy cos z domu, odrazu wyciągnał pistolet mierząc do nas. Krzyczał jak opętany że jestesmy zdrajcami i złodziejami, ze to nieprzystoji i nas pozabija. Ale dał sie, ubłagać, a gotów był nas zabić. Spsał tylko nasze nazwiska i jednostkę.
Ale tym już sie nie przejmowalismy. Koniec wojny wisiał juz w powietrzu.

Jak dostał się pan do niewoli?

Od walki na moście z czołgami, przemieszczalismy się ciągle na zachód w stronę amerykanów.
Zeby dostać sie do niewoli amerykańskiej. No i udało nam się, przeszlismy przez rzekę Łabę i niedługo potem bez jednego wystrzału oddaliśmy się w ręce amerykanów.

Jak zachowywali sie amerykanie wobec was?
Traktowano nas nieźle. 2 tygodnie trzymamo nas wobozie jenieckim pod gołym niebem i na gołej ziemi.
Ale pierwsza rzecz jaką zrobił amerykanin kiedy mnie obszukiwał, to zabrał mi zegarek. A na jednej ręce miał ich już kilka.


jak was karmili?
karmili nas całkiem nieżle, konserwy, nawet lemionada w proszku ktorej nieznalismy, a nawet częstowali nas papierosami.

Jak wrócił pan do kraju?
Przeniesiono nas póżniej do obozu jenieckiego we Francji. Potem zwolniono. Pracowałem jakis czas u francuzkiego rolnika. A potem wróciłem do Polski do domu.
Powrót do góry
Hindus
Administrator


Dołączył: 21 Lis 2006
Posty: 7905

PostWysłany: Pon Paź 15, 2007 8:30 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cześć!
Serdecznie dziękuję za zamieszczenie tego bardzo ciekawego wywiadu!!!
Ze względu na jego walory poznawcze zamieszczę go specjalnie w osobnym wątku.
Szkoda, że jego autor nie chciał podać swojej tożsamości.

Pozdrawiam
Hindus
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Klaus BOLS



Dołączył: 11 Paź 2007
Posty: 475

PostWysłany: Pon Paź 15, 2007 4:37 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

wywiad przeprowadził Adam Grzegorzek

GRH GO Śląsk

pozdrawiam

_________________
GRH Kampfgruppe Hoffmeyer


Klaus w dom, Bóg w dom
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Hindus
Administrator


Dołączył: 21 Lis 2006
Posty: 7905

PostWysłany: Pon Paź 15, 2007 8:51 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Klaus BOLS - przede wszystkim cieszę sie, że dołączyłeś do naszego forum i serdecznie witamy Cię na nim!!!

Jeszcze raz dzięki serdeczne za zamieszczenie bardzo ciekawego wywiadu!

Pozdrawiam
Hindus
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Gość






PostWysłany: Pon Paź 15, 2007 11:07 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Edward Toszek z Rybnika czerwiec 2006

Historia francuskiej łódki

Do Francji dostałem się w roku 1941 do znanej miejscowości Boulogne. Pobyt w tym pięknym mieście został przyćmiony faktem, że toczyła się wojna która brutalnie niszczyła wszelkie cywilne doznania związane z atrakcjami tego miasta. Odbywałem tutaj przeszkolenie wojskowe które miało z szarego człowieka zrobić żołnierza idącego na front- do walki, w której niejeden z nas miał zginąć. Świadomość tego dla chłopaka dwudziestojednoletniego, któremu piękne lata młodości mijają w okolicznościach wojny światowej w której bierze czynny udział była szokująca. Obawiam się że wyobraźnia ludzka nie jest w stanie zrozumieć tego co przeżywałem. Zawsze byłem zdania że jeżeli czegoś nie doznałeś lub nie przeżyłeś to nie zrozumiesz. W całym zgiełku ćwiczen i szkoleń znaleźliśmy z kolegami trochę czasu by wybrać się nad morze. Spacerując po plaży spotkaliśmy Francuza który sprzątał swoją łódkę. Zapragneliśmy poplywać trochę po morzu. Ciężko było przekonać mężczyznę, aby nam wyporzyczył łódz-jednak po dluższej dyskusji zgodził się. Zadowoleni wzieliśmy wiosła i wypłyneliśmy w morze. Morze północne nie bylo jednak dla nas łaskawe. Pogoda zaczęła się zmieniać i w krótkim czasie z przyjemności wpadliśmy w tarapaty. Gwałtowny wiatr i zbliżająca się burza spowodowała spiętrzenie fal do dosc pokaźnych rozmiarów i nasza łódka zaczęła się niebezpiecznie kołysać. Często zmienialiśmy się przy wiosłach, aby szybciej dotrzeć do brzegu. Niestety na nic nasze zmagania - łódka wywróciła się i wszyscy znalezliśmy się w wzburzonej morskiej wodzie. Teraz każdy z nas z osobna musiał zająć się ratowaniem swojego życia. Do brzegu bylo dość daleko, ale strach i pradopodobnie efekt szkolenia dopomógł w dotarciu do brzegu. Wszystkich kolegów i mnie. Łódz jednak zatoneła. Francuza na brzegu już nie bylo, więc wszyscy zmęczeni i mokrzy udaliśmy się do jednostki. Ale to nie koniec kłopotów. Rankiem nastepnego dnia Francuz pojawil się w jednostce oświadczając dowódcy, że żołnierze zatopili jego łódz. Zostal ogłoszony apel i francuz rozpoznał wszystkich niedoszłych marynarzy poprzedniego dnia.

-Teraz dostaniemy za swoje-pomyśleliśmy. I rzeczywiście-dowódca wezwał nas do siebie. Dostaliśmy ostrą reprymendę. Na szczęście nasze i nieszczeście, tego dnia przyszedl rozkaz o naszym wyjeździe na front rosyjski. Dowodca zastanawiał sie chwile co z nami począc i podjąl decyzję, ze zaplaci za nas za tę lodkę i będzi enam potrącal z zolnierskiego zoldu. Historia z czasem skonczyła się tak że w czasie walki na froncie wschodnim, na jednym z trudniejszych frontów dowódca widząc piekło w którym byliśmy nie potrącił nam nic.


Koń uratował mi życie.

W 1941-1942 przeżyłem całą zimę w bardzo ciężkich warunkach. Temperatura wynosiła -35 stopni Celciusza. Wełniany mundur, płaszcz i nagrubsze domowe swetry nie pomagały nam przy rosyjskich mrozach. Szliśmy przeszło miesiąc pieszo, blisko 1000 km, nocowaliśmy w wiejskich chatach ściśnięci tak że nikt nie spał na leżąco ale w kucki lub na stojąco. I ja szybko nauczyłem się spaś na stojąco. Gdy dziś to wspominam, myślę że to było niemożliwe, ale wracajmy do opowieści.
Cały czas był wielki mróz, aż pewnego dnia przyszła odwilż, wtedy przemoczyły mi się buty, mialem w nich pełno wody. Zanim nastala noc, doszliśmy na kwatery. Był tam malutki piecyk, więc pomyślałem że przy nim wyschną mi buty. Pomyliłem się. Gdy przyszedł ranek, musieliśmy iść dalej, więc ubralem buty i ruszyłem. Przeszedłem 500 metrów i nie mogłem isc dalej, bo buty były sztywne i obdzierały mi nogi. Stopy mi krwawiły- zostałem sam w polu. Nie szedłem dalej, bo nie umialem, a znowu przyszedł wielki mróz. Nikt nawet nie zauważył mojej nieobecnosci w ogólnym zamieszaniu, i ogromnie przemieszczającego się piechotą wojska. Po poludniu znowu przyszedł wielki mróz, nie wiedziałem co mam robic. Byłem bardzo zmarzniety, a mróz był coraz większy. Postanowiłem, że popełnie samobójstwo. Chcialem się zastrzelić, ale urządzenie zabezpieczające broń zamarzło. A ja mialem tak zmarznięte ręce że nie potrafiłem tego odblokować. Przypomniałem sobie że mam jeszcze bagnet. Tym bagnetem chcialem odbezpieczyc broń, ale nagle w polu pojawilo się sześć koni. Jeden z nich podszedl do mnie, mysląć chyba ze dostanie coś do jedzenia. Koń był bardzo łagodny, więc wsiadłem na niego, bo ciągle bolały mnie stopy. A koń powoli zaczął iść przed siebie, potem biegnąc. Nie kierowałem nim, nie odzywalem się do niego, i zasnolem na nim chyba na jakiś czas. Koń zawiozl mnie do wsi, gdzie stacjonowały już rozłożone na noc oddziały niemieckie. W mojej kompanii mialem go cały czas przy sobie i karmilem go. Było nam razem dobrze, bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Gdyby nie ten koń, juz dawno by mnie nie było na tym świecie, bo zamarzłbym, albo popełniłbym samobójstwo albo co gorsze zjadly by mnie wilki. Ale dzięki konikowi żyję. Potem szliśmy na front, musieliśmy się rozstać, bo nie moglem zabrac go ze sobą. Przyszła wiosna, był maj, ruszylismy do ataku. Poszliśmy na Sewastopol.
Przeżyłem tam wiele ciężkich walk. Szczególnie ciężko wspominam straszliwe walki wręcz, kiedy krew lała się strumieniami. Zazniszczenie granatami rosyjskiego drewnianego schronu w ziemi, trzech żołnierzy z mojej druzyny w tym ja otrzymało wysokie niemieckie odznaczenie. Krzyż Żelazny. Do dziś zastanawiam się jak przeżyliśmy tę niebezpieczną akcję.
Jak przyszliśmy z frontu. Znowu zobaczyłem konia w taborach mojej jednostki. Poznał mnie, ucieszyłem się że znowu się spotkaliśmy.


Pobyt we francji

31 marca 1944 r. przyjechałem do miejscowości Ruan. Byliśmy pomiędzy Szelburgiem a Lehawre. Tam zostałem do momentu, aż amerykanie dostali się na naszą stronę. Były tam tak wielkie bombardowania, że nikt nie wiedział, co się dzieje. Wszyscy chodziliśmy głusi i oszolomieni po każdym z takich bombardowań. W schronach czuliśmy się jak w środku trzęsienia ziemi. A domy burzyły się jak domki z kart. Istne piekło. Bombardowali ze wszystkich stron, tak że nie rozróżnialiśmy już czy to samoloty czy wroga artyleria. Z tylu zaatakowali nas spadochroniarze. Bardzo długo walczyliśmy. Później zachorowalem na malarię i dostalem sie do szpitala w Paryżu. Niedaleko wierzy Eiffla. W szpitalu miałem dobrą opiekę i po krótkim czasie przewieźli mnie do szpitala w miejscowości Nancy. Następnie amerykanie szli naprzód, ale musieli się ewakuować. Potem byłem już zdrowy i znowu dostałem się na front. Pamiętam że trzymali nas na mostach, bo musieliśmy pilnować bomb i min. Miny te wysadzały mosty w powietrze. Mostów tych pilnowaliśmy tak dlugo aż Niemcy przeszli na drugą stronę. Długo byłem na froncie amerykańskim. Niestety byłem cieżko ranny w lewą rekę. Wywieźli mnie do szpitala w Niemczech. W szpitalu byłem tylko dwa dni, jeszcze rana nie zdąrzyła się zagoić a znów dostałem malarię. Znowu musieli mnie przewieźć do szpitala w miejscowości Beier. Była to choroba zakaźna. Byłem bardzo długo leczony. Gdy mnie wyleczyli zbliżał się koniec wojny. Dwa miesiące przed końcem dostałem się do kompanii zdrowotnej. Nie miałem zdolności do walki. Rosjanie ciągli na Wrocław. Pamietam do dzis dzień w którym szef kompanii zapytal mnie jak długo byłem na wojnie. Odparłem że prawie cztery lata, Następnie zapytał mnie na jakich frontach walczyłem., a ja wszytko dokladnie opowiedzialem. Szef zapytal mnie jakie mam życzenie, a ja bez namysłu powiedzialem że chciałbym pojechać do rodzinnego domu. Byłem szczęśliwy, a jednocześnie zaskoczony gdy szef wypisał papiery, podał mi rękę i podziekował za wszystko. nie wiedziałem czy mam płakać czy śmiać się z radosci. Nie mogłem uwierzyć że koszmar, który trwał cztery lata właśnie się skończyl i niedlugo zobacze rodzinę.

Nareszcie w domu

Pamiętam do dziś dzień w którym po czterech latach spotkałem się z najbliższymi. Było to 8 marca 1945. Był straszliwy mróz, ale gdy pomyślałem że niedługo zobaczę rodzinę to przestawało mi być zimno. Moja rodzina nie wiedziała kiedy wrócę, Już dawno poczta nie funkcjonowała. Gdy więc zapukałem do dżwi wszyscy byli w szoku. Przez parę minut nie mogli wydusić z siebie słowa. Dopiero po paru minutach zaczęli o wszystko wypytywać, wszedłem do środka, zrobili mi cieplę herbatę, bo bylem bardzo zmarznięty. Chociaż opowiedziałem dużo, po kilkunastu minutach zasnołem. Dopiero rano i przez następnych kilka dni kontynuowałem opowieść. Nie mogli w to wszystko uwierzyć. Mojej żonie puściły się nawet łzy, gdy pomyślała że mogła mnie stracić. Po kilku dniach moje życie wróciło do normalności. Teraz mam 82 lata i lubie opowiadać moim wnukom to co kiedys przeżylem. Oni takze nie mogą sobie tego wyobrazić. A tak niestety to prawda. Choć mineło tak wiele czasu ja nadal pamiętam tego szczęśliwego konia, i sądze że nie zapmne go do końca życia.
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Pon Paź 15, 2007 11:10 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem




Edward Toszek
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Pon Paź 15, 2007 11:13 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Przeprowadziłem już wiele rozmów z weteranami wermachtu nie tylko. A mamy ich na śląsku jeszcze naprawdę sporo. Czasem były to typowe wywiady, czasem zapisywałem bezpośrednie opowiadania.

Będę się starał co jakiś czas zamieszczać coś nowego co uda mi się przepisać z mojego zeszytu wypraw z wywiadami i opowiadaniami.

pozdrawiam serdecznie Klaus
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Pon Paź 15, 2007 11:16 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

a co do Edwarda Toszka, rok temu nie zwróciłem na to uwagi. I nie wypytałem o tę kwestie. Ale czy na zdjęciu nie posiada on czarnych pagonów pionierów?

I czy dało by sie zindentyfikować baretki nad kieszenią?
Powrót do góry
Hindus
Administrator


Dołączył: 21 Lis 2006
Posty: 7905

PostWysłany: Wto Paź 16, 2007 7:42 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Klaus – Twoja robota jest nie do przecenienia – cieszę się, że chcesz się dzielić swoim dorobkiem dziennikarskim z nami i mam nadzieję, że opublikujesz na naszym forum kolejne zgromadzone przez Ciebie wspomnienia weteranów WH.
Jedna prośba – jak byś mógł to umieszczaj je w osobnych wątkach – będzie łatwiej do nich dotrzeć.

Mnie się również wydaje, że obszycia munduru pana Toszka są czarne.

Pozdrawiam
Hindus
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ---=== Forum GRH Panzer-Lehr ===--- Strona Główna -> Czytelnia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Możesz dodawać załączniki na tym forum
Możesz ściągać pliki na tym forum